Ten biznes naprawdę im kwitnie

2017-07-20 05:00:00 (ost. akt: 2017-10-12 12:10:18)

Podziel się:

KWIATY\\\ Jest w Olsztynie kwiaciarnia, gdzie nie można kupić czerwonych róż. Są tam za to bukiety od serca stworzone z lwich paszcz czy ostróżek. Rozmawiamy z Justyną Kalinowską i Piotrem Daszkiewiczem, którzy prowadzą kwiaciarnię „W Te Pędy”.

— Kiedy otworzyliście swoją kwiaciarnię przy ulicy Wyzwolenia w Olsztynie, mało kto dawał wam szansę, że przeżyjecie choćby rok. Wyzwolenia to bardzo specyficzna ulica. Leży blisko ratusza, ale jednocześnie na uboczu i w przeszłości cieszyła się kiepską reputacją. Jest przy tym bardzo „klimatyczna”.
— Tak, to prawda. Od samego początku szukaliśmy właśnie takiego klimatycznego miejsca, w którym możemy „robić swoje”. Nasza kwiaciarnia miała też być inna niż wszystkie. Dlatego zdetronizowaliśmy czerwoną różę na rzecz sezonowych kwiatów. Staramy się pokazać piękno natury w czystej postaci — bez celofanu, bez siatek i innych zbędnych dodatków. Sami jesteśmy w szoku, że sprzedawanie kwiatów w kwiaciarni okazało się rewolucją!

— Wasza oferta nie jest skierowana do klasycznego dawacza kwiatów. Wasze bukiety są piękne, ale nie mieszczą się w standardzie 5 róż na 8 marca.
— Zacznijmy od tego, że nie mamy nic do czerwonej róży, ale uznaliśmy, że skoro jest w każdej kwiaciarni, to nam nie jest potrzebna. Co do braku u nas celofanu i sztucznych kwiatów to jest nasza świadoma decyzja. Kwiaty są piękne same w sobie i według nas oprócz własnego towarzystwa nie potrzebują dodatkowych ozdobników. Nieraz już pokazaliśmy, że sama natura potrafi tworzyć cuda.

— „Szczęka mi opadła pięć razy na podłogę”. To jeden z wpisów klientów zachwyconych waszym bukietem. Jak się robi takie bukiety?
— Justyna: Nie mam jakiegoś schematu, według którego je robię. To zależy od mojego nastroju, od życzenia klienta, no i oczywiście od kwiatów. To kwiaty zawsze dyktują kształt bukietu, a ja staram się, żeby wszystko ze sobą współgrało.

— Da się tego nauczyć?
Justyna: Samego układania, techniki można nauczyć każdego, ale jak dobrać kwiaty, kształty, kolory — to już trzeba czuć.
— Dobrze. To może trochę historii. Jak doszliście do Wyzwolenia i kwiaciarni?
Piotr: Kilka lat temu zacząłem namawiać Justynę, żebyśmy otworzyli coś własnego. Justyna pracowała w różnych kwiaciarniach. Wiedziała wszystko o kwiatach. Ja zajmowałem się marketingiem. I przyszedł taki moment w którym zadaliśmy sobie proste pytanie: „Co chcemy w życiu robić?”. I tak powstał pomysł kwiaciarni — naszego wspólnego marzenia.

— Mieliście pomysł. Pieniądze też?
— Pomysł był. Nadal mamy mnóstwo pomysłów, których jeszcze nie mieliśmy okazji wcielić w życie, ale trzeba być cierpliwym, na wszystko przyjdzie czas. Natomiast zupełnie nie mieliśmy pieniędzy, więc postanowiliśmy wyjechać za granicę. Ale oczywiście z mocnym postanowieniem, że wrócimy. Pracowaliśmy w Holandii, potem w Angli, ciągle szukając lokalu w Polsce, gdzie moglibyśmy zacząć naszą przygodę. I znaleźliśmy wolny lokal na Wyzwolenia. Szukaliśmy właśnie takiego klimatycznego miejsca. Widzieliśmy go tylko w internecie, ale bez dwóch zdań to witryna lokalu sprawiła, że zdecydowaliśmy się właśnie na to miejsce. Chcieliśmy stworzyć coś swojego, miejsce, do którego ludzie będą wracali z przyjemnością i które będzie ich przyciągać, nie tylko ze względu na kwiaty, ale także nasze podejście do kwiatów. Jesteśmy ludźmi i zawsze to podkreślamy, więc nasza kwiaciarnia od samego początku miała być właśnie dla ludzi. Nieważne czy przyjdzie do nas starsza pani, która chce mały bukiecik, czy przyjdzie ktoś z grubszym portfelem — my staramy się każdego traktować tak samo.

— Czyli dobrze rozumiem, że na wasz interes zapracowaliście sami?
— Dokładnie tak. Bez dofinansowań, pożyczek, kredytów. Małymi kroczkami do przodu.

— Co wam pomogło: szczęście, upór, wiedza, coś innego?
— Piotr: Często słyszymy: mieliście szczęście, bo trafiliście na moment, kiedy kwiaty zaczęły być modne. To nie jest kwestia szczęścia, ale pomysłu, uporu i konsekwencji. To była po prostu przemyślana decyzja. Podparta doświadczeniem Justyny z kwiatami i moim w marketingu.

— Kiedy startowaliście, spodziewaliście się, że tak szybko się to rozkręci?
— Absolutnie nie. Od samego początku byliśmy nastawieni na dekorowanie ślubów i myśleliśmy, że właśnie śluby będą naszym głównym źródłem dochodu. Olsztyn jednak nas zaskoczył i to bardzo pozytywnie. Okazało się, że nasze bukiety sauté bardzo przypadły do gustu klientom i dzięki temu naszą specjalnością i znakiem rozpoznawczym stały się bukiety mieszane z sezonowych kwiatów.

— No właśnie. Kim są wasi klienci?
— Odwiedzają nas głównie ludzie młodzi, w wieku 25-45 lat. A ci starsi klienci też są młodzi, tyle że duchem. Każdy kto nas odwiedza, szuka czegoś nietuzinkowego i choć często widzi jakiś kwiat u nas pierwszy raz w życiu, to z chęcią próbuje czegoś nowego. I to właśnie lubimy w naszych klientach — otwarte podejście.

— Kto kupuje częściej: panie czy panowie?
— Kobiety kupują częściej, mężczyźni rzadziej, ale za to mają większy gest.

— Co wam sprawia największą frajdę?
— Robienie nowych rzeczy. Staramy się, aby każdy bukiet wychodzący od nas był inny od poprzedniego i żeby każda realizacja miała powiew czegoś świeżego. Ogromne zasoby natury sprawiają, że chyba nigdy się nam ta praca nie znudzi.

— Wasze ulubione kwiaty?
— Justyna: Nie mam faworytów, lubię wszystkie kwiaty. Piotr: jaskry, maki, dalie, ostróżki.

— Dla wielu praca to swojego rodzaju niewolniczy obowiązek. Wy, kiedy mówicie o kwiatach i „W Te Pędy”, to słychać pasję.
— Myślimy, że klienci to czują, że pracujemy nie tylko dla pieniędzy, że to jest też właśnie nasza pasja. Na pewno jest łatwiej iść do przodu, kiedy się lubi to, co się robi. Dla nas ta kwiaciarnia to nie praca, ale swego rodzaju pomysł na życie.

— Biznes wam kwitnie. Gdzie chcielibyście być za 5 lat?
— W tym samym miejscu. Mamy oczywiście pomysły na bliższą i dalszą przyszłość, ale nie śpieszymy się. Zarabianie pieniędzy nie jest tym czymś, co nas napędza czy motywuje. Nie chcemy zarabiać jak najwięcej. Chodzi nam o to, żebyśmy mogli bez wstydu podpisać się pod każdym bukietem, który wychodzi od nas.

rozmawiał Igor Hrywna

Na swoim: W naszym cyklu "Na swoim" chcemy prezentować małe firmy, te które działają od lat i te, które dopiero startują. Przede wszystkim te z mniejszych miast i wsi. Jeżeli chcecie, żeby was opisać napiszcie do mnie na Facebooku.

Igor Hrywna



Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. oli #2290504 | 79.184.*.* 20 lip 2017 08:22

    dokładnie jest tak, jak w tekście. dwa razy zamawialem u nich bukiet i za kazdym razem szvzeka mi opadala :-)

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  2. Robert #2290804 | 212.160.*.* 20 lip 2017 12:47

    Więcej takich tekstów poproszę, człowiek nie wie, że takie fajne rzeczy sa w Olsztynie

    Ocena komentarza: warty uwagi (10) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  3. Az #2290573 | 95.41.*.* 20 lip 2017 09:30

    Robią mega piękne bukiety!zamawiałam póki co trzy razy ale wrócę przy najbliższej okazji na pewno,warto po nie jechać z drugiego końca miasta,trzymam kciuki żeby dalej tak kwitlo!

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  4. kaska #2290896 | 95.160.*.* 20 lip 2017 14:42

    Tak trzymać !!! Brawo !!! Pomysł z pasją zawsze da efekty. Pięknie jak Wasze kwiaty, powodzenia.

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  5. dana #2291501 | 195.206.*.* 21 lip 2017 08:14

    Są cudowni, najlepsi w Olsztynie ich bukiety są niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. O wiązankach ślubnych i dekoracjach nie wspomnę nawet.

    ! - + odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (8)