Klimaty z „Transformersów”. Innowacyjne rozwiązania podolsztyńskiej firmy inspirują nawet Chińczyków

2018-03-30 07:01:00 (ost. akt: 2018-03-29 17:02:17)

Podziel się:

Autor zdjęcia: Andrzej Mielnicki

Jeśli ktoś chciałby pojąć, czym jest innowacja, o której tyle się mówi, wystarczy odwiedzić spółkę Alnea w Stawigudzie. I poczuć się trochę jak na filmie „Transformers”, który opowiada o zaawansowanych technologicznie robotach.

Na widok „Zeusa” zwykłemu śmiertelnikowi dech zapiera w piersi. To robot, a jego stalowe ramię porusza się jak ludzka ręka. W lewo, w prawo, w górę, w dół. Co robi „Zeus”?

— To system do zrobotyzowanego lutowania połączeń elektronicznych cyną — odpowiada Krzysztof Kamiński, prezes spółki Alnea, oprowadzając mnie po hali produkcyjnej. A ta przypomina trochę studio filmowe, gdzie kręcą jakiś fantastyczny film. Wkoło stoją lub pracują roboty, przy których coś majstrują robotnicy. Jak się okazuje z dyplomem inżynierów w kieszeni. To programiści, informatycy, mechatronicy, inżynierowie od automatyki, budowy maszyn.

Akurat w firmie goszczą Czesi, którzy przyjechali odebrać swoją automatyczną linię do montażu i lutowania — mówiąc najprościej — rozgałęziaczy sygnałów do telewizji kablowych i satelitarnych. To w Czechach nikt nie potrafi już polutować kilku części?

— Z tym raczej nie mają problemów, ale brakuje im rąk do pracy — tłumaczy prezes Kamiński. — Firma jest spod Pragi, bezrobocie jest tam niemal zerowe. Bez robotyzacji i automatyzacji firma nie ma szans na przetrwanie. Spotkaliśmy się na targach Monachium. Teraz opracowaliśmy dla nich linię produkcyjną.
Robot podaje cynę i lutuje. Czesi nie wierzyli, że uda się zrobotyzować tę część produkcji. Naszego know how w tej linii jest jakieś 85 proc. — ocenia prezes Kamiński. — W skali kraju jest może kilkadziesiąt firm, które robią tak skomplikowane urządzenia tak kompleksowo.

Bo nawet najpiękniejszy robot bez programu, odpowiednich narzędzi może robić tylko za wieszak na ubranie. Napędy, ramię robota, są ważne, ale najważniejszy jest pomysł, myśl innowacyjna, jak te wszystkie podzespoły użyć. I w Stawigudzie potrafią tchnąć życie w stalowe maszyny.

— W przypadku „Zeusa” stworzyliśmy pakiet, czyli narzędzia, a więc podajnik cyny, głowicę lutującą oraz kontroler, który steruje procesem lutowania. Do tego dochodzi specjalne oprogramowanie, które znajduje się częściowo w robocie, a częściowo w kontrolerze. I to wszystko razem tworzy lutującego robota — opowiada prezes Kamiński.

Rozwiązanie jest tak genialne, że interesują się nim Chińczycy. Chcą montować „Zeusa” w swoich fabrykach. Po co, skoro w Chinach, w przeciwieństwie do Czech, raczej rąk do pracy nie brakuje?

Chińskie fabryki są ogromne, nierzadko pracuje w nich nawet 100 tys. ludzi. Zdarza się, że jednego dnia potrafi nie przyjść do pracy 5 tys. osób. Ktoś musi wykonać ich pracę, bo wprawdzie część produkcji jest wysoce zautomatyzowana, ale wciąż trzeba ludzi do np. ręcznego lutowania połączeń — opisuje prezes Kamiński.

I dodaje: — Dlatego chcą montować roboty lutujące. I, co ważne, chcą naszego „Zeusa”. Już nawet zaczęliśmy się w firmie uczyć chińskiego.
Chiński rynek jest ogromny. Dziś w Polsce rocznie integruje się, czyli wykorzystuje do procesów przemysłowych, 1000-1200 robotów, a w Chinach w ubiegłym roku od stycznia do października zintegrowano 100 tys. robotów. A plany na cały 2017 rok wynosiły 130 tys. robotów.

Zwykle jeden robot zastępuje jednego człowieka, ale może pracować bez przerwy, na trzy zmiany. Nie choruje, nie ma urlopu. Czy zatem automaty nie odbiorą nam pracy?


Nie, bo właśnie dzięki robotom utrzymamy pracę. Choćby jak ta czeska firma, która dalej będzie mogła funkcjonować na rynku, dalej się rozwijać — zauważa prezes spółki Alnea.

Alnea nie buduje sama robotów, wykorzystuje roboty niemieckiej firmy Kuka, której właścicielami są teraz... Chińczycy.

Skąd w Stawigudzie wzięła się tak innowacyjna firma? Jak mówi szef spółki, trochę zdecydował o tym przypadek. Wcześniej pracował w Warszawie, ale stracił pracę. Otworzył więc z dwoma braćmi własną firmę. A że jest stąd, to firma mieści się w Stawigudzie.
:
Dlaczego Alnea? Też przypadek? — Nie do końca — uśmiecha się prezes Kamiński. — Nasz ojciec w latach 80 XX wieku miał firmę, która zajmowała się piaskowaniem i maszynami drogowymi. Nazywała się Alna. To staropruska nazwa Łyny. I kiedy razem z dwoma braćmi zakładaliśmy naszą spółkę, to raz, że nazwa Alna była już zastrzeżona, a dwa, że chcieliśmy się trochę odróżnić. Wybraliśmy więc Alnea, co tłumaczymy jako nowa Alna.
Firma dostała grant z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na program, który w wielkim skrócie można nazwać okiem dla robota. Jeśli wszystkie pójdzie zgodnie z planem, a idzie, to o firmie z podolsztyńskiej Stawigudy usłyszy cały świat.

Co zrobić, że w regionie było więcej tak nowoczesnych firm?
— Trzeba tu większej przychylności władz regionu — uważa prezes Krzysztof Kamiński. — Moja firma jest zarejestrowana w Warszawie i to już mnie wyklucza z możliwości ubiegania się o fundusze z RPO.

Krzysztof Kamiński to nie tylko biznesmen, ale też wizjoner. Każda gospodarka potrzebuje inżynierów. Tylko że dziś mało kto chce studiować na kierunkach ścisłych. Jak zainteresować młodych ludzi automatyką, mechaniką, mechatroniką? Oderwać ich od smartfonów?

Pomysł podsunął mu Mateusz, jego siedmioletni syn. Kiedyś przyszedł z ojcem na halę. Zobaczył roboty, chwycił za sterownik i powiedział: „Tato, to jest lepsze od tableta”.

Dlaczego więc nie pokazać naszych hal, tego, co w nich się robi, młodym ludziom, nie zarazić ich pasją do robotów, maszyn — pomyślał ojciec chłopca.
Krzysztof Kamiński swoim pomysłem zainteresował kuratorium. I tak zrodził się program „Laboratorium”. W tegorocznej drugiej już edycji biorą udział 34 szkoły z powiatów olsztyńskiego, elbląskiego i kętrzyńskiego. „Laboratorium” ma pomóc uczniom w podjęciu najtrafniejszej decyzji w sprawie przyszłej ścieżki zawodowej.

W pilotażowym programie uczestniczyło 655 uczniów z gimnazjów z powiatu olsztyńskiego, którzy zwiedzali firmy w naszym regionie. Byli też w Stawigudzi. Na widok robotów w Alnea było wielkie „wow”.

— Może byli wśród nich nasi przyszli inżynierowie? — Ma nadziej prezes Krzysztof Kamiński.
am




Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Nick #2476671 | 37.201.*.* 3 kwi 2018 00:35

    Pracowalem przez 26 lat w niemieckiej firmie Siemens ( teraz nazywa sie Gigaset ). Produkowalismy bezprzewodowe telefony stacjonarne jak i pierwsze komorki( Handy ).W latach 90-tych probowali tez w prowadzic roboty do lutowania ukladow scalonych.Krecili sie tam jacys japonczycy czy koreanczycy, robili szkolenia i po jakims roku Firma zrezygnowala z nich z powodu kiepskiej jakosci lutowania. w tym czasie pracowalem jako fachowiec przy niemieckich automatach Siplace do nakladania elektronicznych czesci na plytki drukowane do telefonow. Jest to ciekawa praca i przyszlosciowa.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  2. Babcia Hela #2474974 | 88.156.*.* 30 mar 2018 18:22

    Młodzi zdolni z Polyend z Olsztyna wymyślają i sprzedają swoje pomysły min Microsoft.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  3. Kebiz #2474661 | 88.156.*.* 30 mar 2018 12:42

    Brawo, brawo, brawo ! Oby jak najwięcej podobnych twórców i pracodawców.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  4. olo #2474465 | 88.156.*.* 30 mar 2018 09:25

    Zabrakło jednego bardzo ważnego pytania: Co zrobiły władze regionu (lokalni urzędnicy?) że pan Kamiński nie mógł zarejestrować firmy na miejscu, tylko MUSIAŁ zarejestrować ją w Warszawie? Dlaczego urzędnik w Olsztynie interpretuje prawo na niekorzyść przedsiębiorcy, a urzędnik w Warszawie na korzyść przedsiębiorcy? To samo prawo, bo to jeden kraj. I który to urzędnik? Bo może to jest klucz do odpowiedzi na pytanie, dlaczego w Warszawie bezrobocie jest na poziomie 2%, a u nas 30%.

    Ocena komentarza: warty uwagi (10) ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. zenek #2474384 | 86.148.*.* 30 mar 2018 07:58

      Na zachodzie żeby zostać inżynierem wystarczy technikum. żeby w Polsce zostać robotnikiem potrzebne są studia. Obowiazki na zachodzie: tu masz czesci, narzedzia montuj maszynę. Obowiazki w Polsce: napraw rower 28 letniemu syneczkowi-lewusowi szefa, zarejestruj syneczka do lekarza od 5oo w kolejce, podwiezź żonę szefa do mechanika po odbiór auta, wnieś meble i wynieś stare. Połóż panele w przedpokoju i płytki na balkonie. Wypłata na zachodzie 8500zł. Wypłata w Polsce 2400zł :)

      Ocena komentarza: warty uwagi (9) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (6)