Sadzają dzieci na kucyka

2017-10-14 10:00:00 (ost. akt: 2020-09-10 14:29:26)

Podziel się:

Polish Pony Club

Polish Pony Club

Autor zdjęcia: materiały stowarzyszenia

NA SWOIM\\\ Wspaniale jest patrzeć, kiedy rodzi się w dzieciach współczucie, kiedy koń źle się czuje i dziecko pyta, czy może na nim jeździć, czy go nic nie boli — mówi Kamila Walkowska, która z Jerzym Mićko prowadzi dwie stadniny koni.

Oboje fascynuje jeździectwo dziecięce, które starają się intensywnie promować między innymi poprzez stowarzyszenie Polish Pony Club. — Jesteśmy chyba jedynym w Polsce stowarzyszeniem, które należy do brytyjskiego The Pony Club — mówi Kamila Walkowska. Konie hodują w Tomaszkowie i w Kierwinach pod Lidzbarkiem Warmińskim.

— Jeszcze kilka lat temu na zawodach nie było dzieci — wspomina pani Kamila. — Pamiętam, jaką sensację wywołała moja wtedy 6,5-letnia córka Julia. Jeździła wówczas samodzielnie. Na kucyku Adonisie wykonała pełne skoki i pełne ujeżdżenie. Teraz coraz więcej dzieci bierze udział w rywalizacji. Dziesięciolatki potrafią ograć dorosłych.

Łącznie w obu prowadzonych przez Kamilę Walkowską i Jerzego Mićko stajniach jest ok. 50 koni większość stanowią kuce, przeznaczone dla dzieci. To bardzo ważne, żeby najmłodsi jeźdźcy mieli konie dopasowane do swojego wzrostu. Wtedy jazda jest harmonijna i służy zdrowiu.

— Poprawia się odporność, funkcjonowanie układu oddechowego, dziecko jest bardziej dotlenione — wymienia zalety jeździectwa pan Jerzy. — Lepiej pracuje układ krążenia, trawienny, wegetatywny. Pracują wszystkie mięśnie. Laikowi wydaje się, że takie siedzenie na koniu to jedynie relaks i że całą pracę wykonuje zwierzę, a to nieprawda. To bardzo intensywna praca jeźdźca, wszystkie mięśnie pracują. Koń wymusza prawidłowy wzorzec ruchu, rytm, prawidłową postawę. Nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach młodzi ludzie zbyt długo siedzą przy komputerach, niemal cały czas używają smartfonów. To sprzyja degeneracji kręgosłupów. Jazda konna od dzieciństwa jest na to lekarstwem.

W stajniach działa akademia jeździecka. Jest w niej jeździecki żłobek (najmłodsi) i przedszkole. Na kuce mogą siadać nawet 3-latki. Konie są tak przygotowywane, żeby dzieci były bezpieczne. 

— W zespole naszej akademii pracują m.in. hipoterapeuci, fizjoterapeuci, dogoterapeuta, oligofrenopedagog i logopeda, którzy podczas zajęć przemycają też nieco ze swojej specjalizacji — opowiada pan Jerzy. — Prowadzimy regularnie hipoterapię dla osób niepełnosprawnych. To niesamowite jak uczestnicy zajęć zmieniają się pod wpływem kontaktu z końmi. Jak poprawia się ich motoryka, sprawność, psychika. Po kilku latach widać bardzo wyraźnie różnicę. Ta praca daje nam bardzo dużo satysfakcji. 

Pani Kamila zajmuje się końmi od 28 lat, pan Jerzy... prawie całe życie, ale nie zdradza, ile to już lat.

— Bo będziecie wiedzieli jaki jestem stary — śmieje się. — W każdym razie konie towarzyszą mi od dzieciństwa, m.in. dlatego wiem, że to dobrzy przyjaciele dla dzieci. 

Ale jazda konna to nie tylko prawidłowa postawa, praca wszystkich mięśni, świeże powietrze itp. Co jeszcze daje dzieciakom i młodzieży?

— Daje dużo — mówi Kamila Walkowska. — Uczy odpowiedzialności. I to nie tylko za siebie i konia, ale też za innych uczestników zajęć. Mawiamy: "jesteście grupą, wychodzicie razem". Tak więc kiedy siodłają konie, przygotowują je do jazdy, pomagają sobie nawzajem. Wzrasta też wzajemny szacunek, tolerancja. W akademii są bardzo młodzi jeźdźcy z doświadczeniem i starsi od nich, początkujący. Nikt się z nikogo nie śmieje, bo każdy kiedyś zaczynał swoją przygodę z jeździectwem.

Przeciwnie, ci którzy zaczynają, mają wsparcie w osobach z większym doświadczeniem. Czasami pojawia się ktoś, kto traktuje konie jak urządzenie do jazdy. Uczymy go troskliwości, obserwowania zachowań konia. Wspaniale jest patrzeć, kiedy rodzi się w dzieciach współczucie, kiedy koń źle się czuje, gdy trafi mu się na przykład zadrapanie i dziecko pyta, czy może na nim jeździć, czy dobrze się czuje, czy go nic nie boli. 

Kamila Walkowska i Jerzy Mićko prowadzą stajnię w Tomaszkowie od lata 2010 roku, a w Kierwinach pojawili się w tym roku i od razu przystąpili do działania. Już mają bogate plany.

— Cieszymy się że jesteśmy w Polsce przedstawicielem brytyjskiego The Pony Club — opowiada pan Jerzy. — To światowa organizacja, działająca od 1929 roku, więc ma ogromne doświadczenie, z którego możemy czerpać. Chcielibyśmy m.in. zapraszać angielskich trenerów do naszej akademii oraz jeździć do nich, także po to, by poszerzać swoją wiedzę i umiejętności. 
Niedługo, bo 11 listopada Rancho Milka Star — Polish Pony Club planuje charytatywne amatorskie zawody jeździeckie w skokach przez przeszkody pod hasłem „Skok po serce”. Cały dochód z wpisowego zostanie przeznaczony na operację serduszka trzyletniej Patrycji Żebrowskiej z Olsztyna.

Na swoim: W naszym cyklu „Na swoim” chcemy pokazywać małe firmy, te które działają od lat i te, które dopiero startują. Przede wszystkim te, które działają w naszych miasteczkach i na wsiach. Jeżeli chcecie, żeby was opisać napiszcie do mnie na Facebooku.
Igor Hrywna




Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB