Dziś piernikowe cudeńka Moniki Martyn znane są nie tylko w Piszu i okolicach, a ona sama twierdzi, że warto inwestować w swoje pasje. Nasza bohaterka ma 29 lat i prawie całe swoje życie mieszkała w Warszawie. Jest inżynierem architektury krajobrazu, lecz nigdy nie pracowała w wyuczonym zawodzie. Na ostatnim roku studiów wyszła za mąż i urodziła córeczkę. Jak większość młodych ludzi, którzy chcą założyć rodzinę, mieli z mężem dylemat: mieszkać z rodzicami, wynająć coś niedaleko, czy może wziąć kredyt na 30 lat?
— W Piszu mieszkała moja babcia, lecz z uwagi na jej chorobę wymagającą stałej opieki mama zabrała ją do siebie. Trzypokojowe mieszkanie babci czekało... Spakowaliśmy więc wszystkie rzeczy i wszystkie dzieci. Tak, Patryczka miała wtedy ponad rok, a Tosia... byłam kilka tygodni w ciąży — opowiada Monika.
—To nie była nagła decyzja. Dojrzewałam do tego cały rok. Najpierw rozglądaliśmy się, jakby tu sprzedać te 3 pokojowe mieszkanie w Piszu i kupić coś w Warszawie. Ostatecznie zdecydowała ekonomia i takim oto sposobem znaleźliśmy się w Piszu. Na początku byłam tu sama z Patryczką, mąż miał jeszcze pracę w Warszawie, przyjeżdżał do nas tylko w weekendy. Nie czułam się komfortowo w samym centrum polskiego bezrobocia, bez pracy, rodziny i przyjaciół. Co robić? Mieszkańcy, których poznawaliśmy robili wielki oczy, gdy słyszeli, że się tu sprowadziliśmy: „Jak to?! Przecież ludzie stąd wyjeżdżają!”.
Pomysł na tzw. biznesowe pieczenie pierników przyszedł nieco później.
— Zbliżały się święta, Patryczka dostała od babci pieniądze na prezent, a ja postanowiłam kupić za nie coś, co pozwoli na wspólne zajęcie z dziećmi. Pomyślałam: nasza choinka będzie w tym roku cała w piernikach. Zainwestowałam w foremki i inne potrzebne produkty. Razem z Patryczką zabrałyśmy się za piernikowe ozdoby — tak Monika wspomina początki swoich „piernikowych szaleństw”.
— Wszystkim znajomym moje pierniki bardzo się podobały, a mnie po jakimś czasie przyszedł do głowy pomysł, że może to jest sposób na zarabianie pieniędzy. Dwójka dzieci zobowiązuje...
Zachęcona przez znajomych, wykorzystując swój plastyczny talent i pomysłowość, Monika Martyn postanowiła podjąć wyzwanie. Na początek udzielała się społecznie w różnych imprezach charytatywnych. Ale zanim do tego doszło, to...
— Pewnego dnia zebrałam się na odwagę, przełamałam wstyd, spakowałam swoje pierniki i ruszyłam w miasto. Obeszłam sklepy na placu Daszyńskiego w Piszu, pokazałam swoje piernikowe ozdoby i... wszyscy je chcieli. Ośmielona tym faktem założyłam fanpage na Facebooku (www.facebook.com/matkapolkapierniczaca). Reakcja zainteresowanych moimi wyrobami była podobna. Potem była akcja „Run for Kinga” — poproszono mnie o piernikowe logo, a jeszcze potem... coraz więcej okazjonalnych propozycji. Od prywatnych osób, organizacji i firm. Otrzymałam bardzo wiele ciepła, zachęty i życzliwości od zupełnie obcych mi ludzi — uśmiecha się Monika. — Okazało się, że moje wyroby nie tylko w Piszu bardzo się podobają, co mnie niezmiernie zaskoczyło, ucieszyło i dodało pewności siebie. Pomyślałam: czemu więc nie zająć się tym na poważnie?
Wielkim wsparciem dla piernikowych poczynań naszej bohaterki okazał się jej mąż. Państwo Monika i Łukasz Martynowie, wbrew powszechnym narzekaniom, że w Piszu mało się dzieje i nie ma perspektyw na przyszłość, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i sami sobie stworzyć ciekawą pracę. Taką, która da satysfakcję i przyniesie korzyści nie tylko im. Wynajęli za niewielkie pieniądze lokal do remontu i w ramach finansowania społecznościowego PolakPotrafi.pl wystartowali z własnym projektem utworzenia w Piszu kawiarni kulturalno-społecznej „Piernikarnia Cafe”.
Pomyślnie przebrnęli przez wszystkie etapy, zebrali wymagane na remont pieniądze. Pan Łukasz sam zrobił projekt technologiczny i według tego projektu własnoręcznie wyremontował lokal, bo na zatrudnienie pracowników po prostu nie było ich stać.
— Remont lokalu zajął nam więcej czasu niż się spodziewaliśmy. Sklep z piernikami dekoracyjnymi otworzyliśmy w marcu, dokładnie na Dzień Kobiet — dodaje Monika.
Planowaliśmy otwarcie małej, klimatycznej kawiarenki, w której pachniałoby piernikami, ale jej realizację odłożyliśmy w czasie ze względu na brak pieniędzy, które są potrzebne na zakup niezbędnych materiałów do wykończenia pracowni oraz części kawiarni. Do tego jeszcze w tym roku powiększa nam się rodzina — mówi Monika.
— Teraz skupiliśmy się na produkcji i pozyskiwaniu odbiorców naszych regionalnych wyrobów. Robimy pierniki dla pojedynczych osób, starając się trafić w potrzeby rynku — pierniczki urodzinowe, ślubne oraz okolicznościowe, na przykład na koniec szkoły czy dzień dziadków. Również dla okolicznych pensjonatów i firm, które zamawiają nasze wyroby po to, aby podarować je swoim gościom, współpracownikom lub uczestnikom eventów. Nasze wyroby wykonujemy w Piszu, na miejscu w pracowni przy ulicy Młodzieżowej, niedaleko centrum miasta. Pierniczki bardzo często także wysyłamy kurierem do naszych klientów w całej Polsce.
Nie wykonujemy ich masowo, gdyż wszystkie robione są ręcznie — dodaje.
— Nasz mały rodzinny biznes powstaje od zera, powoli, równolegle z życiem rodzinnym, na którym nam bardzo zależy. Jesteśmy rodzicami dwójki dziewczynek (5 i 3 lata), a w listopadzie urodzi nam się synek — mówi Monika Martyn.
Elżbieta Żywczyk
Na swoim: W naszym cyklu "Na swoim" chcemy prezentować małe firmy, te które działają od lat i te, które dopiero startują. Przede wszystkim te z mniejszych miast i wsi. Jeżeli chcecie, żeby was opisać napiszcie do mnie na Facebooku.
Igor Hrywna
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez