Zortrax to prawdziwa technologiczna perełka na gospodarczej mapie naszego regionu. To firma, która zaświadcza, że nasz region to nie tylko jeziora, ryby i grzyby. O firmie rozmawiamy z jej prezesem Z Rafałem Tomasiakiem, prezesem firmy rozmawia Igor Hrywna
— Nie. Trudno bać się czegoś, co jest dobre. Dzięki czemu nasze życie jest łatwiejsze. Nie sądzę też, że bycie "niewolnikiem" internetu to coś złego. Można powiedzieć, że 20 lat temu byliśmy niewolnikami braku dostępu do szybkiej informacji, czy możliwości kupienia tego, co chcemy i gdzie chcemy. Czy to dzisiejsze niewolnictwo jest gorsze od tamtego? Oczywiście, że nie. To naturalna ścieżka postępu, dzięki której żyje się nam nie tylko łatwiej, ale też dłużej. Moim zdaniem to sprawia również, że jesteśmy na swój sposób szczęśliwsi. To my tworzymy ten postęp i my nim zarządzamy. Najlepiej, jak potrafimy.
— Nie nazwałbym tego uzależnieniem. Bardziej wiarą w możliwości lub zaufaniem. Niedawno była to na przykład telewizja. Pamiętajmy o tym, że nie ma przymusu, żeby spędzać codziennie kilka godzin w sieci. Kto chce, może iść do restauracji z przyjaciółmi, na rower albo poczytać książkę. Problem nie tkwi w technologiach, ale w ludziach. Tak było, jest i będzie. Cała nasza historia to ciągły rozwój, tyle że teraz jest on wyjątkowo dynamiczny, dlatego, obok zachwytu, może budzić też obawy. Nie przesadzajmy jednak z tym czarnowidztwem, bo tak jak samochody same nie zabijają, tak internet sam z siebie nie ogłupia. Natomiast zupełnie inna sprawa to zagrożenia płynące z monopolu na pewne usługi. Nie jest bezpiecznie, kiedy jedna firma może wpływać na wybory czy zachowanie setek milionów ludzi. Ale tutaj także nie ma przymusu.
— Nie podzielam tych obaw. To bardzo utopijne myślenie. Robotyka i automatyzacja tworzą i będą tworzyć nowe miejsca pracy, ale też nowe zawody, które dzisiaj często po prostu jeszcze nie istnieją. Szczególnie w szeroko rozumianych usługach. Potrafię sobie na przykład wyobrazić, że za jakiś czas Olsztyn będzie opleciony siecią punktów usługowych z naszymi drukarkami 3D, tak jak kiedyś było to z punktami ksero. Tylko będzie ich o wiele więcej. Może nawet powstaną specjalne markety z setkami drukarek 3D, gdzie będziemy produkować dla siebie różne przedmioty.
— W większości nie są to ludzie stąd, ale mamy też pracowników z Olsztyna. Kilka osób, które od nas wyjechały, ściągnęliśmy z powrotem. To nas bardzo cieszy.
—Trudno powiedzieć, że się wymyśla. Raczej dojrzewa się do pomysłu. Prowadziliśmy firmę razem z Marcinem Olchanowskim. Potrzebowaliśmy kilku tysięcy obudów. Chcieliśmy je wydrukować. W tamtych czasach można było kupić sobie taką małą drukarkę 3D do złożenia, coś jak meble z Ikei, ale ich złożenie było o wiele trudniejsze. Trzeba było do tego ściągnąć dość skomplikowane oprogramowanie. Żeby to wszystko razem złożyć, trzeba było być elektronikiem, mechanikiem i po części programistą. I wtedy wpadliśmy na pomysł, że stworzymy własną drukarkę. Taką, którą po wyjęciu z pudełka wystarczy podłączyć do prądu, żeby zaczęła działać. Tak jak jest to ze sprzętem Apple.
— Tak. I wtedy rynek desktopowych drukarek 3D eksplodował. Na raz pojawiło się chyba kilkaset typów nowych urządzeń, ale wszystkie powielały ten sam błąd. Nie były kompletne, trzeba było je montować, ściągać oprogramowanie itd. To nie tego szukali przedsiębiorcy. To już wiedzieliśmy z własnego doświadczenia. Nasza drukarka miała być niezawodna, przystępna cenowo i uniwersalna. Chodziło o takie 3w1. Użytkownik miał dostać urządzenie, materiały i oprogramowanie. Tak, żeby nie musieć samemu już niczego szukać. Chciałbym podkreślić, że niezawodność jest dla nas priorytetem. W praktyce bardzo rzadko spotykamy się ze zwrotami.
— Chiny to była dla nas prawdziwa szkoła. Pracowaliśmy między innymi w Nokii i Ericssonie. Podglądaliśmy, jak wygląda prowadzenie biznesu w Azji. To nam otworzyło oczy na wiele spraw. Wyleczyliśmy się też z polskiej mentalności prowadzenia firmy.
— Polacy miewają niestety tendencję do zamykania się na lokalnych rynkach, swoim miasteczku czy mieście, powiecie, regionie, góra w kraju. Tworzą sobie mentalne bariery. Stawiają takie płoty myślowe, które ograniczają ich pole widzenia do znanych krajobrazów biznesowych. Nie mamy wyuczonej chęci do podboju większych rynków, tak jak na przykład Azjaci. Szkoda, bo mamy duży potencjał.
— Wydaje mi się, że Polacy dyskryminują sami siebie, nie doceniają się. To mnie dziwi, bo jesteśmy inteligentnym i pracowitym narodem. A nasze kompleksy wobec "zachodu" pora wyrzucić na cywilizacyjny śmietnik. Tak jak np. przekonanie, że sąsiedzi zza Odry wiedzą lepiej. Proszę mi uwierzyć, nie wiedzą. Jeżeli już, to częściej my wiemy. Mają za to w sobie pewność siebie, której nam brakuje. Często nasi kontrahenci mówili nam, że Polacy to są tacy europejscy Chińczycy i Japończycy — czyli zdolni i pracowici.
— Zapewne. 25 lat temu byliśmy opóźnieni, ale teraz tak już nie jest. Jest internet. Znamy języki obce. Jesteśmy dobrze wykształceni. Bardziej nam się chce, niż naszym kolegom zza miedzy. Jesteśmy dzisiaj w zupełnie innym miejscu niż 25 lat temu. Dlatego uważam, że to jest najlepszy moment na ekspansję.
— Wiara w siebie, wiara w cel, ciężka praca i świadomość faktu, że cuda w biznesie się nie zdarzają. Trzeba po prostu ciężko pracować. Szczególnie wtedy kiedy los ci sprzyja, bo właśnie wtedy trzeba mu pomóc. Należy też mieć świadomość, że rozkręcając każdy biznes trzeba się mu poświęcić, nawet kosztem życia osobistego.
— Nasze rozwiązania służą przede wszystkim do produkcji niskoseryjnej i prototypowania. Wykorzystuje się je w różnych dziedzinach, od mody przez przemysł motoryzacyjny, lotniczy i zbrojeniowy, po medycynę.
— Tak. Na przykład w Zachodniopomorskim Centrum Onkologii w Szczecinie wykorzystuje się nasze drukarki 3D do wytwarzania indywidualnych bolusów. Są to takie spersonalizowane nakładki dla pacjentów poddawanych radioterapii, które zmniejszają ryzyka napromieniowania zdrowych tkanek do ok. 30 proc.
— Jesteście potentatem w swoim segmencie, wchodzicie na giełdę. Jesteście w pierwszej trójce producentów desktopowych drukarek 3D w Europie. To już nie wy gonicie, ale was gonią. Wasza firma ma ledwo parę lat, ale w waszej branży to już prawie dojrzał wiek.
— Tak. Złożyliśmy prospekt emisyjny do Komisji Nadzoru Finansowego. A po co nam to? Jesteśmy spółką działająca na rynku międzynarodowym. Status spółki giełdowej pozwoli nam na łatwiejsze pozyskiwanie finansowania, doda też prestiżu. Rozwój Zortraxu od zawsze był związany z rynkiem kapitałowym. Wejście na Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie to dla nas kolejny, naturalny krok.
— Jest dla nas ważny, ale wciąż traktujemy go w kategorii raczej perspektywicznego, niż kluczowego. Obecnie najwięcej naszych drukarek sprzedajemy w zachodniej Europie. To dla nas kluczowy rynek. Ważne są też Azja i Stany Zjednoczone, ale to bardzo trudne rynki z silną konkurencją. Trzeba mieć naprawdę duże środki, żeby wypromować tam swoją markę.
— Zdziwi się pan, ponieważ sprzedajemy. Nie tylko zresztą w Olsztynie. Nasz region nie jest skansenem.
— Tradycyjna odpowiedź to podatki i prawo. Dla mnie jednak groźniejsza jest urzędnicza znieczulica. Swojego czasu staraliśmy się o pewien certyfikat. Powinniśmy go otrzymać w ciągu tygodnia. Czekaliśmy dwa lata.
— Och, to zbyt odległa perspektywa w naszej branży.
— Z pewnością, choć nie będzie tak, że drukarki staną w każdym domu. Przyszłością drukarek desktopowych będą głównie usługi. Jak już wspominałem, będzie ich dużo i każdy będzie mógł sobie w jednym punkcie wydrukować, czyli wyprodukować naczynia do domu, a w innym guziki czy zabawkę.
— Tak. Zawsze zresztą podkreślamy, że jesteśmy z Olsztyna. Cieszyłbym się, gdyby w Olsztynie powstały kolejne takie firmy jak nasza. Żeby powstało takie technologiczne środowisko, gdzie przyjeżdżaliby nie tylko turyści, ale i przedsiębiorcy, żeby podglądać nasze nowinki technologiczne. Ale to raczej tylko pobożne życzenie. Chyba niestety jeszcze przez dłuższy czas będziemy tym wyjątkiem, choć bardzo chciałbym się mylić.
— Bardzo często spotykam się z określeniem, że jestem człowiekiem sukcesu, ale ja siebie tak nigdy nie określam. Myślę, że dzięki temu nadal podchodzę do pracy z równym zapałem i zaangażowaniem co 4, czy 6 lat temu.
— Dlatego, że ciągle wspinacie się na szczyt?
— Między innymi. Szczyt jest rzeczywiście jeszcze przed nami, ponieważ będziemy sobie stawać nowe wyzwania i nowe szczyty ciągle będą do zdobycia.
to największy polski producent drukarek 3D i jeden z wiodących podmiotów na globalnym rynku technologii druku 3D typu desktop. Firmę w 2013 roku założyli Rafał Tomasiak i Marcin Olchanowski. W 2016 roku firma przyniosła 14 mln zysku netto. Zysk netto Zortrax S.A., liczony w latach 2014-2016, wzrósł o ponad 400%. Ostatnio olsztyńska firma podpisała porozumienie z francuską fabryką koncernu Boscha. Przedstawiciele koncernu podkreślają, że zastosowanie drukarek 3D Zortraxu, w ciągu kilku miesięcy pozwoliło nie tylko udoskonalić wiele technicznych procesów produkcyjnych, ale także zaoszczędzić ponad 100 tysięcy euro. Firma przygotowuje się do wejścia na giełdę.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez